Histeria i myślenie zbiorowe
Pokolenie moich rodziców zostało naznaczone zbiorową pamięcią epidemii, a raczej pandemii, grypy hiszpanki, która w latach 1918–1919 pochłonęła więcej ofiar niż poprzedzająca ją, trwająca cztery lata, pierwsza wojna światowa.
Po powrocie do domu trzeba było myć ręce, cokolwiek podniesione z ziemi należało natychmiast umyć, gotowano smoczki i pieluchy, w każdym domu był spirytus salicylowy, a na ulicy dużo kobiet nosiło rękawiczki, nawet jeśli było bardzo gorąco, a rękawiczki – mocno wytarte. Nie rozróżniano jeszcze bakterii i wirusów, więc baliśmy się (umiarkowanie) tak zwanych mikrobów.
Dziś rodzice podnoszą smoczki (jeśli w ogóle używają tego średniowiecznego prozacu) z ziemi i wpychają dzieciom z powrotem do ust, wycierając najwyżej o spodnie, ludzie kichają i kaszlą na siebie, a mimo to cały autobus nie krzyczy: „Zakryj gębę, chamie". Zainteresowanie chorobami przeniosło się gdzie indziej.
Rocznie na świecie do miliona osób umiera na skutek powikłań po grypie, do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta